Grudzień to cudowny, pachnący piernikami, pomarańczami i choinką miesiąc. Święta Bożego Narodzenia to wielkie, kościelne Święto, ale też wigilijny stół z pysznościami, przy którym uroczyście zasiadają rodziny. A na stole same smakołyki, różne w różnych częściach Polski.
Wiadomo, że jedzenie nie jest najważniejsze, ale jednak ma duże znaczenie. Już czasem kilka tygodni przed Świętami zaczyna się szykowanie jedzenia, przykładowo dobrego piernika lub nastawienie zakwasu na barszcz. Hołdujemy tradycjom rodzinnym lub tworzymy swoje własne.
Tegoroczna kolacja wigilijna była dla mnie dużym wyzwaniem. Z powodu mojego małego alergika była ona bezglutenowa i „bezwieloproduktowa”. Wykluczamy z diety obecnie tak wiele rzeczy (bo też takie popularne jak jabłko, pietruszka, seler czy cytrusy), że naprawdę trzeba było się nakombinować. Praktycznie żaden gotowy przepis nie nadawał się dla mnie w 100% i musiałam go przerabiać pod siebie. Teściowa załamała lekko ręce, nie wiedząc co i jak mi ugotować. Umówiliśmy się więc, że ja sama przygotuję swoje jedzenie, a reszta rodziny jadła potrawy tradycyjne, przygotowane przez nią. Mając taką dowolność wyboru wybrałam sobie kilka przepisów.
Oto moje eksperymenty i ich rezultaty:
Barszcz wigilijny
Pierwszy był barszcz błyskawiczny od Smakoterapii, a właściwie mój eksperyment na jego bazie. Z oryginalnego przepisu zamieniłam sok z jabłka na wywar z gotowanej marchewki, ograniczyłam bardziej przyprawy i użyłam octu winnego zamiast soku z cytryny.
Ostatecznie moja wersja wyglądała tak:
5 buraków czerwonych surowych (albo półlitrowa butelka soku z buraków)
2 marchewki
woda (około 1 litra)
1 łyżka oleju rzepakowego
1 łyżka majeranku
1 ząbek czosnku
2-3 łyżki octu winnego
pieprz i sól do smaku
Ugotowałam 2 obrane marchewki w całości. Wycisnęłam sok z buraków i dodałam do wywaru po marchewce. Dodałam też olej, majeranek i wyciśnięty czosnek i zagrzałam jeszcze barszcz, ale bez zagotowania. Doprawiłam solą, pieprzem i octem winnym.
Efekt: Niezły barszcz w smaku i słodki. Z pewnością nie ma tej głębi smaku, który nadają tej zupie tradycyjnie inne składniki jak wywar grzybowy, bulion czy inne przyprawy. Ogólnie jednak oceniam dobrze 🙂 Użyłabym też gotowego soku z buraków, bo moja sokowirówka się mocno męczyła.
Pierogi bezglutenowe
Autorką przepisu na ciasto jest Olga Smile. Znalazłam u niej dwie wersje ciasta pierogowego i skorzystałam z tego, gdzie była mąka ryżowa i gryczana. Zabrakło mi tyle gryczanej, więc wymieszałam ją jeszcze z mąką owsianą (było podane jako alternatywa). Zagniatało się fajnie, ale piło strasznie dużo mąki. Praktycznie cały czas ciasto lepiło mi się do wałka i musiałam je mocno podsypywać. Do tego niestety dość kruche, więc część pierogów wylądowała w koszu w postaci porozrywanych glutów ciastowo-farszowych. Zużyłam na nie całe swoje pokłady cierpliwości lepiąc łącznie 16 pierogów i 5 uszek. Na resztę ciasta nie chciałam patrzeć, ugotowałam je bez farszu i jakoś zjadłam, ale bez smaku.
Efekt: Kłopoty z zachowaniem ciasta opisałam. W smaku ziarniste i mocno zapychające. Nie powtórzę tego drugi raz, poszukam innego przepisu.
Farsz do pierogów
Tutaj postawiłam na moją własną kombinację, absolutnie nie klasyczną, ale smaczną. Zrobiłam farsz soczewicowo-grzybowy.
Ugotowałam czerwoną soczewicę. Do tego podsmażyłam na patelni dużo cebuli i kilka pieczarek. Ugotowałam też suszone grzyby, pokroiłam na kawałeczki i również dodałam do farszu. Całość doprawiłam solą i pieprzem.
Efekt: Całkiem smaczny farsz 🙂 Cebula i grzyby pomagają przełamać dośc mdły smak samej soczewicy.
Boczniaki a la śledzie
Ryby w tym roku były niedozwolone. Zresztą jako wegetarianka i tak już ich praktycznie nie jem.
Zapragnęłam jednak zrobić coś rybopodobnego, kiedy zobaczyłam na blogu Olgi Smile ten przepis. Ostatnio polubiłam boczniaki i dostrzegłam ich potencjał. Przepis udało się wykonać niemal w 100%, nie mogłam bowiem użyć sosu tamari (ze względu na soję).
Efekt: Zaskakująco smaczne i faktycznie zalatuje rybą, gdy użyjemy wodorostów. Dobre do podania razem z chlebem 🙂
Makowiec
To brzmi nieco zbyt szumnie. Szukałam i szukałam przepisu na ciasto bezglutenowe do makowca. Trafiłam jednak praktycznie na same przepisy, gdzie nie było wyraźnego podziału na ciasto i masę makową. W końcu dałam sobie spokój i zrobiłam własną wersję masy makowej, która składała się z maku, rodzynek i daktyli. Aby trzymała jakąś formę ciasta dodałam tam ugotowana kaszę jaglaną i olej kokosowy. Po upieczeniu i później zastygnięciu w lodówce oraz pokrojeniu otrzymałam coś na kształt kostek z masy makowej.
Efekt: Moim zdaniem to niezły „makowiec”. Mąż twierdzi, że czegoś im w smaku brakuje. Wystarczyło mi na zaspokojenie głodu na mak w święta.
Nie mogę powiedzieć, że było to bardzo smaczne świąteczne ucztowanie. Było skromnie, nie tknęłam palcem żadnej mandarynki ani pierniczka, ale i tak wyszło nieźle. Większość przygotowanych przeze mnie potraw mnie nie zawiodła, poza nieudanym ciastem pierogowym.
Liczę jednak mocno na to, że przyszły rok to będzie już zdecydowanie mniej produktów do eliminacji.