„Natchnęła mnie Pani!” – te słowa, które uskrzydliły mnie na cały dzień, usłyszałam w miniony weekend od kasjerki w markecie.
Zdumiałam się słysząc to, ale po chwili pani wyjaśniła mi o co chodzi. „Mi się foliówki przydają, ale poszyłam takie woreczki swojej rodzinie” – dodała wskazując palcem na taśmę i mój materiałowy woreczek wypełniony jabłkami. Wtedy dopiero przypomniałam sobie sytuację sprzed około miesiąca. Ta sama kasjerka zagadnęła mnie wówczas o moje firankowe woreczki na owoce i warzywa, które zabieram ze sobą do sklepu. Chwilę o tym porozmawiałyśmy przy kasie, ale później szybko o tym zapomniałam. A jak to w markecie, kasjerek jest sporo i niekoniecznie trafia się często do tych samych.
Pani kasjerka wygląda na oko na kobietę po pięćdziesiątce. Nie twierdzę, że osoby już dojrzałe są jakieś skostniałe, ale nie spodziewałabym się po nich jakichś wielkich chęci do zmiany przyzwyczajeń. Jak widać wiek nie ma tu nic do rzeczy. Pani opowiedziała mi też przy okazji o tym, jak zamiast kupować łopatki (chyba do czyszczenia kuwety? nie zrozumiałam dokładnie), robi sobie takie z kartonów po mleku czy sokach. Dla oszczędności i recyklingu.
To strasznie miłe i zaskakujące uczucie dowiedzieć się, że było się inspiracją dla kogoś. Poczucie dumy i bo ja wiem, dobrze spełnionego obowiązku? Jeszcze w grudniu zdobyłam starą firanę i na podstawie instrukcji w internecie uszyłam sobie dwa woreczki. Na więcej nie starczyło mi później czasu, a i teraz zawsze jest coś innego do zrobienia. Te co mam, noszę jednak regularnie i widzę czasem lekkie zdziwienie w oczach. Rozumiem to dobrze, bo sama w ogóle nie widziałam nikogo innego stosującego to rozwiązanie. Wiem, że istnieją sklepy, gdzie można kupić żywność nie zapakowaną i pewnie tam nikogo to nie dziwi.
Mam nadzieję, że z czasem takie firankowe woreczki (czy też w ogóle materiałowe) staną się bardziej popularne w społeczeństwie i ludzie zaczną odchodzić od foliówek. W internecie w końcu można kupić sobie takie już gotowe w zestawach, nie każdy przecież chce i potrafi szyć. Albo też może w końcu upowszechnią się na świecie „foliówki”, które są całkowicie i szybko biodegradowalne. Istnieją już takie materiały, ale potrwa to pewnie jeszcze trochę lat zanim ujrzymy je w swoich lokalnych sklepach.
Czekam na to z niecierpliwością, a tymczasem muszę zabrać się za uszycie większej ilości woreczków z firanek. Czasami trzeba kupić jednak więcej niż 2 rodzaje warzyw i owoców ;>