„A co to za dziwne pytanie?” – może Wam przyjdzie do głowy. Mama to mama, czym szczególnym miałaby właściwie się wyróżniać mama alergika? Niech nie mylą Was pozory, bo taka kobieta skrywa w sobie wiele supermocy 🙂
Mama alergika uczy się od pierwszej wizyty u lekarza zakończonej stwierdzeniem, że „to może być skaza białkowa / alergia” oraz „proszę wykluczyć ze swojej diety mleko/jaja/ cośtam jeszcze”. Wtedy zaczyna przekopywać wszystkie możliwe źródła wiedzy, z internetem na czele, aby zrozumieć w jakiej sytuacji właściwie się znalazła. Zazwyczaj szybko odkrywa, że wszystko może uczulać (tak tak, nawet osławiony ryż!) i że to nie taka prosta sprawa. Znajduje też grupy i fora zrzeszające kobiety z podobnymi problemami i wsiąka w wir czytania i szukania odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
Mama alergika jest podejrzliwa i ostrożna. Nie zje sama lub nie włoży do ust dziecku niczego, zanim upewni się co do składu. Uważnie studiując wszystkie etykiety produktów w sklepie, nie zważa nieraz na to, że przy półce tłoczy się niecierpliwy tłumek innych klientów. Wałęsa się czasem po sklepie zdezorientowana i głodna, raz po raz odkładając produkty z powrotem na półkę. Szybko uczy się które alejki omijać, a które odwiedzić w poszukiwaniu czegoś „bezpiecznego” do jedzenia. W restauracji zamawia frytki lub ryż, a na wycieczki zabiera przygotowane w domu własną wałówkę.
Zawsze ma wielu doradców. Rodzina, znajomi, pani sąsiadka, inne matki wraz z „madkami” z placów zabaw czy przypadkiem spotkani przechodnie to pokaźne źródło wiedzy – chcianej lub niechcianej. Ale zaraz, zaraz! To zjawisko dotyczy wszystkich mam, szczególnie tych co urodziły swoje pierwsze dziecię i dopiero zdobywają doświadczenie. Wszystkie dzieci nasze są, no nie?
„Po co ty się tak męczysz?”, „Zagłodzisz siebie i dziecko”, „Daj mu butelkę, będzie spokój”, „To tylko jedno jajko na całe ciasto, nic mu nie będzie”, „Swojskie mleko nikomu jeszcze nie zaszkodziło” to tylko wycinek uwag, które słucha na co dzień. Jej wiara w to, że dobrze postępuje może się wtedy mocno nadwątlić, ale dzięki czerpanej wiedzy od lekarza i wsparcia podobnych jej mam na nowo się wzmacnia.
Mama alergika jak mało kto studiuje zawartość dziecięcych pieluszek. Żadne zmiany barwy, konsystencji czy innych mało estetycznych walorów dziecięcych kupek nie ujdą jej uwadze. Korzystając z dobrodziejstw internetu zadaje na grupach pytania w stylu „Czy taka kupa jest w porządku”? Nie bądźcie przypadkiem okrutni w swych żartach z tego typu zwyczajów, bo w pieluchach kryje się ważna informacja na temat zdrowia dzieci i tego, czy tolerują dany pokarm czy też nie. A wrażliwość estetyczna mam, no nie ukrywajmy, zmniejsza się przecież mocno. Wszak małe dziecię to kopalnia wszelakich płynów fizjologicznych jakie istota ludzka z siebie wydziela.
Równie istotne jest przyglądanie się skórze dziecka. Zmiana ubranek, kąpiel a czasem po prostu zwykła zabawa jest okazją żeby obejrzeć każdy centymetr kwadratowy skóry swojego malucha. Mamy alergików oglądają dużo obrazków, których widok znany jest głównie dermatologom. Czy to potówki czy trądzik? To AZS a może jednak ŁZS? Wysypki mają to do siebie, że wcale nie jest je łatwo rozróżnić, dlatego ważna jest też też…
Obserwacja! Szczegółowy dzienniczek obserwacji korelacji pomiędzy spożytym pokarmem a czasem wystąpienia i rodzajem objawów prowadzić można w głowie lub w zeszycie. Niezależnie od wybranej formy, mama alergika jest wnikliwą badaczką i szuka powiązań i potencjalnych alergenów.
Po co to wszystko, te starania, wątpliwości, obserwacje i niekończące się śledztwa w poszukiwaniu alergenów? Bo alergia pokarmowa u dzieci to stan, który daje się kontrolować gdy wyeliminujemy to, co uczula. Dziecko może być wolne od objawów, ma szansę wyrosnąć z uczulenia i uniknąć rozwinięcia się niektórych chorób w późniejszym wieku. To zazwyczaj jest już wystarczający powód.
Dlatego też…
Mama alergika odczuwa wielkie szczęście i dumę, gdy widzi że jej starania przynoszą rezultaty 🙂
Każdy produkt, który nie uczula i może zostać włączony do diety to powód do radości.
Każda noc, gdy dziecko już nie drapie się jak wściekłe to ulga.
Widok znikających ze skóry zmian, koniec „brzydkich kup” czy ulewania to miód na serce matki. Wtedy właśnie widzi że po coś jest ten cały pot i łzy.
W dzisiejszym dniu życzę wszystkim Mamom ogromnych pokładów cierpliwości, wsparcia najbliższych, wiary w siebie i swoją intuicję oraz powodów do radości każdego dnia! 🙂